Przyszło mi do głowy, że część z Was może się zastanawiać gdzie ja właściwie wykonuję swoje prace/projekty. Mam rację? Teoretycznie, można wiele z nich wykonać w domu i częściowo tak się działo. Ale jaki był początek i gdzie jest miejsce do „brudnych” i głośnych prac?
Około czterdziestu kilometrów od Łodzi, moja mama ma swój dom. Kiedy zaczęło się moje zbieractwo, drewutnia na jej działce była jedynym słusznym miejscem do refreszingów.
Jeśli ktoś śledzi mojego instagram, kilka kadrów tego miejsca zobaczył w weekend. Ten kawałek drewnianego garażu, postawiony jeszcze przez mojego ś.p. dziadka to składowisko narzędzi i bambelotów wszelakich. Od pił, wyrzynarek, szlifierek, młotków po wszelkie, inne maszyny skończywszy.
Ale nie tylko. W drewutni stoi przepiękna szafa, która, jak tylko wygram w totka i kupię wielkie mieszkanie w kamienicy, stanie w mojej sypialni 🙂 Rzecz jasna, po przebytym refreszingu 😉
Jak tylko zaczyna się wiosna, transportuję tam swoje znaleziska. Można je obedrzeć ze skóry i śmiało oddawać im dawny blask.
I tak to właśnie dzięki kawałkowi szopy, jak powiedzą niektórzy, było i jest miejsce do głośnych prac szlifierki i cuchnącego remosolu. Gdzie poza tym miejscem wykonuję mniejsze prace? Dość długo w moją pracownię przekształcona była jadalnia w mieszkaniu. Szczęście w nieszczęściu nazbierałam tyle siuwaksu, jak mawia mój Mariusz, że trzeba było poszukać miejsca, w którym to się faktycznie zmieści. I dzięki kilku radosnym zbiegom okoliczności, udało mi się na jakiś czas zaadoptować swój kącik w pomieszczeniu gospodarczym na parterze mojego bloku. Taka kanciapa. Ostatecznie wynajęłam pomieszczenie pod pracownię.
Wszystko zaczęło się jednak na wsi i uwierzcie mi, iż chcieć to móc. Dajcie znać, gdzie Wy odświeżacie, malujecie,stylizujecie swoje meble? |